20 lutego 2009, godzina 5, dzwoni budzik, przecieram oczy i jeszcze nie jestem do końca pewna czy to dobry pomysł jechać z dzieckiem w tak długą podróż, pół godziny później miąższ wiezie mnie i Milenkę na pociąg. O 7.15 wyjeżdżamy z Lublina do Stargardu Szczecińskiego, jedziemy do UHK. Wątpliwości rozwiewają się w miarę pokonywanych kilometrów.
9 godzin w pociągu z córeczką której nie zamyka się buzia prawie przez całą drogę troszeczkę męcząca, ale warto było.
Ledwo przyjechałyśmy zaraz na drugi dzień wylądowałyśmy w Wolinie na spotkaniu scrapowym u Dory (której dziękuję za miłe przyjęcie i gościnę).
Jako jedyna się obijałam, reszcie robota paliła się w rękach.

9 godzin w pociągu z córeczką której nie zamyka się buzia prawie przez całą drogę troszeczkę męcząca, ale warto było.
Ledwo przyjechałyśmy zaraz na drugi dzień wylądowałyśmy w Wolinie na spotkaniu scrapowym u Dory (której dziękuję za miłe przyjęcie i gościnę).
Jako jedyna się obijałam, reszcie robota paliła się w rękach.
Nawet dzieci twórczo się udzielały i scrapowo i "keakrzykowo - pukiełkowo".
Następny punkt programu to krótka wycieczka nad morze do Międzyzdrojów.
Morze uwielbiam o każdej porze roku ....